"Nie miałem nic żydowskiego w sobie, poza pochodzeniem" - relacja Michała Brona
Michał Bron – warszawiak, z wykształcenia historyk, po studiach pracownik Instytutu Polityki Naukowej. Wyemigrował z Polski w stanie wojennym. Mieszka w Szwecji. Poniżej jego wspomnienia z Marca '68.
"Jak przyszedł 8 marca, ja już byłem studentem historii Uniwersytetu Warszawskiego. Na UW ogłoszono strajk okupacyjny. Ojciec chyba wtedy był w sanatorium, mama w domu z babcią. Ojciec co i raz telefonował, spakował walizki i wrócił do domu. Ja i siostra dostaliśmy areszt domowy. Absolutnie nam nie wolno było wziąć udziału w strajku. Dlaczego? Ponieważ byliśmy Żydami. W domyśle - my Żydzi nie powinniśmy dawać argumentów władzy, że rzekomo podżegamy do buntu. Co było dosyć absurdalne, ponieważ mogło nie być żadnego Żyda podczas strajku, a to by nie zmieniło wypowiedzi w gazetach, a z czasem i Gomułki. 9 marca już była w prasie niezawoalowana kampania antysemicka.
Oczywiście dla mnie i siostry to było oczywiste, że pójdziemy na strajk. Mieliśmy w Instytucie Historycznym bardzo znane nazwiska. Nie mówię o studentach - o Adamie Michniku, który jest starszy ode mnie, ale którego ciągle doganiałem, ponieważ - zanim go całkowicie nie wyrzucili ze studiów - to on ciągle tracił rok. Nie mówię też o Antku Macierewiczu, który był wtedy czegewarystą.
W kadrze mieliśmy Stanisława Herbsta, który swoją osobowością i autorytetem uspokajał studentów. To on stał obok prorektora Rybickiego na balkonie Pałacu Kazimierzowskiego. To jeszcze było zanim oddziały ZOMO weszły na teren uniwersytetu, czego im według ówczesnego prawa nie wolno było.
Osobą, która miała duży wpływ na nas był mediewista Henryk Samsonowicz. On wtedy był młodym docentem. Zbieraliśmy się w największej sali wykładowej instytutu i Samsonowicz nas zagadywał, trochę prowokująco. Krytykował komunę, był świetny w takich złośliwostkach.
Ja osobiście do 8 marca, gdy dostałem pałą na Krakowskim Przedmieściu, nie przykładałem wagi do tego, że jestem pochodzenia żydowskiego. Wszystko, co kulturowo miałem w sobie, to było tylko polskie. Ja nie miałem nic żydowskiego w sobie, poza pochodzeniem. Po marcu różne osoby zaczęły się rozglądać i dociekać, kto jest kim. Zdarzyło mi się w tramwaju czy w autobusie być wyzywanym od Dajana przez zupełnie obce osoby. Także marzec nie tylko ze mnie zrobił Żyda, ale niewykluczone, że z iluś tam osób, zrobił no… niechętnych Żydom.
Siostra wyjechała do Szwecji w końcu ’69 roku. Dla rodziców wyjazd absolutnie nie wchodził w grę. Nie chcieli. Tacie nie zabrano emerytury, mamie nie zabrano pracy. Ja chciałem zostać i walczyć, na tyle, na ile gówniarz dwudziestoletni coś rozumiał.
Odprowadzałem siostrę i kilku przyjaciół na słynny Dworzec Gdański. Nic z tego nie pamiętam, poza tym, że byłem, że płakałem. Te wyjazdy na Dworzec Gdański, chyba były w sumie większą traumą niż oberwanie pałką 8 marca. Tak mi się wydaje. Choć jednak to uderzenie pałką zabolało mnie podwójnie - bo nie dostałem od milicjanta, tylko od zomowca. Uważałem, że to było niesprawiedliwe, bo milicjant miał prawo bić - działał według przepisów prawa ówczesnego państwa. Natomiast taki sukinsyn zomowiec to jednak nie powinien."
***
Na podstawie wywiadu z Michałem Bronem zrealizowanym 17.04.2013 r. do kolekcji historii mówionej Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Wywiad: Krzysztof Bielawski. Opracowanie: Joanna Król.
Mecenas
Współorganizator: