Relacja Symchy Ratajzera-Rotema (ps. "Kazik") – powstanie w getcie warszawskim
"Niemcy nie mogli ukryć dymu i zapachu palących się ciał. Wiedzieliśmy, że to, co dzieje się w Treblince, czeka również nas. Nie było sensowne, żeby dać się złapać i pójść do obozu" – mówi Symcha Rotem, członek Żydowskiej Organizacji Bojowej, uczestnik powstania w getcie warszawskim.
"Kiedy zabija się kulą, trwa to sekundę i już człowieka nie ma. W Treblince ludzie dusili się ponad 15 minut. Chciałem wybrać lżejszą śmierć, jeżeli można w ogóle mówić o wygodnej śmierci. Bo śmierć to jest śmierć, ale w komorach gazowych była okrutna".
Symcha Rotem urodził się w 10 lutego 1924 roku w Warszawie. Podczas wojny znalazł się w getcie warszawskim. Przeżył wielką akcję likwidacyjną, podczas której jego rodzina trafiła do obozu zagłady w Treblince. W drugiej połowie 1942 roku przystąpił do Żydowskiej Organizacji Bojowej. Należał do grupy Henocha Gutmana na terenie szopu szczotkarzy. Tam 19 kwietnia 1943 roku zastał go wybuch powstania.
Zobacz cały wywiad z Symchą Rotemem na YT Historia mówiona →
"Jedyne, co mogliśmy zrobić w tamtej sytuacji, to przeciwstawić się Niemcom, wiedząc, że na końcu drogi czeka nas śmierć. To była ta jedyna pewna rzecz. Nie było złudzenia, nie mieliśmy nawet takiej myśli, że możemy przeżyć. Nikt o tym nie śnił. Ani na początku powstania, ani później. Żyd był dla Niemców bezbronny – można było z nim zrobić, co się zechce".
Gdy walki zaczęły słabnąć, otrzymał od dowództwa ŻOB polecenie przygotowania ewakuacji bojowców z płonącego getta. 1 maja, po przejściu kanałem pod ul. Bonifraterską, znalazł się z Zygmuntem Frydrychem po tzw. aryjskiej stronie. Tam nawiązał kontakt z Icchakiem Cukiermanem.
"Nie wiedzieliśmy, gdzie dokładnie jesteśmy. Był to dom zajęty przez Polaków. Ktoś wyszedł z mieszkania i kiedy nas zobaczył, cofnął się z powrotem. Wyobrażam sobie jak wyglądałem w jego oczach – jak nie z tego świata. W pierwszej chwili nie wiedziałem od czego zacząć. Jak ich wyciągnąć? Jak przejść z powrotem? Szukałem środków i ludzi. Nie miałem żadnej pewności, że plan się uda. To trwało kilka dobrych dni. Biegałem jak… ja wiem? Mówili »wściekły pies«, bo wiedziałem czego chcę!".
W nocy z 8 na 9 maja powrócił do getta, lecz było już za późno na ratunek bojowców. Zdecydował się wrócić na tzw. aryjską stronę. W tym czasie napotkał w kanałach zagubioną grupę Marka Edelmana. Zorganizował ich wyjście z kanału przez właz przy ul. Prostej.
"W getcie nikogo nie znalazłem, byłem w rozpaczy. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Kiedy spotkałem pierwszą grupę w kanałach, powiedziałem im: »Nie oddalać się, wszyscy mają czekać pod tym włazem«. Od razu pytali: »Masz samochody, masz to, tamto?«. »Wszystko, ale róbcie tylko t", co ja wam mówię«. Czekali, nie mieli innej rady. Ludzie byli wycieńczeni, na skraju śmierci".
10 maja o godzinie 5.00 licząca kilkadziesiąt osób grupa bojowców ŻOB wyszła przez właz i wsiadła do ciężarówki, którą odjechali w stronę Łomianek koło Warszawy. Byli wśród nich m.in. Marek Edelman i Cywia Lubetkin.
"Mieliśmy do pomocy jednego faceta, nazywał się chyba Gajek, myśmy go wołali »Krzaczek«. Zamówił ciężarówkę, siedział przy szoferze. Powiedział szoferowi, że będzie przewoził meble. Kiedy ten zorientował się co to za meble, chciał uciec. Kiedy zobaczył broń, zrozumiał, że nie ma żartów".
W 1944 roku Symcha Rotem, podobnie jak inni pozostający przy życiu bojowcy, wziął udział w powstaniu warszawskim, kierując ewakuacją oddziałów powstańczych kanałami. Po wojnie wyemigrował do Palestyny, gdzie walczył w wojnie o niepodległość Izraela. Zmarł w 2018 roku. Powyżej przedstawiamy wspomnienia Symchy, związane z powstaniem w getcie.
- Wywiad: Agnieszka Jęksa
- Opracowanie: Mateusz Szczepaniak
- Z kolekcji historii mówionej Muzeum Historii Żydów Polskich
- Data realizacji wywiadu: 21 kwietnia 2013 roku
Czytaj więcej o historii Symchy Rotema na portalu Polscy Sprawiedliwi →