Setna rocznica śmierci prezydenta Gabriela Narutowicza
Gabriel Narutowicz był pierwszym prezydentem odrodzonej Rzeczpospolitej. W pamięci potomnych zapisał się jednak ze względu na fakt, że pięć dni po objęciu urzędu, 16 grudnia 1922 roku, został zamordowany przez radykalnego polskiego nacjonalistę.
Narutowicz urodził się w 1865 roku w Telszach w Cesarstwie Rosyjskim (dziś Telšiai na Litwie). Jego przodkowie należeli do polskiej szlachty, a on sam wiązał swoją tożsamość z dziedzictwem Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Rozpocząwszy studia w Petersburgu, przeniósł się do Szwajcarii, gdzie w Zurychu uzyskał wykształcenie wyższe techniczne. Wkrótce rozpoczął karierę inżyniera budowlanego, pracując przy budowie kolei i systemów kanalizacji. Narutowicz zyskał powszechne uznanie jako utalentowany fachowiec w swojej dziedzinie. Większość życia spędził w Szwajcarii. Przyjął nawet obywatelstwo tego kraju, ale nie utracił związku z polskimi kręgami politycznymi.
Wielu emigrantów korzystało ze względnego bezpieczeństwa i otwartości, jakie oferowała Szwajcaria. Gdy działalność polityczna w carskiej Rosji stawała się zbyt niebezpieczna, ważne postaci, jak Róża Luksemburg, Ludwik Krzywicki czy Michaił Bakunin, dalej głosiły swoje idee pod Alpami.
Podczas I wojny światowej do Szwajcarii przybyło jeszcze więcej emigrantów politycznych, wśród nich Henryk Sienkiewicz, Roman Dmowski, a nawet Włodzimierz Lenin. W tym czasie Narutowicz zaangażował się w działalność dobroczynną na rzecz Polaków poszkodowanych przez wojnę. Nie dał się porwać ani bolszewizmowi Lenina, ani nacjonalizmowi Dmowskiego. Już wtedy skłaniał się ku środowiskom popierającym Józefa Piłsudskiego.
We wrześniu 1919 roku władze w Warszawie zwróciły się do Narutowicza, by zechciał wykorzystać swoje doświadczenie (jako inżyniera) przy odbudowie kraju po ponadczteroletniej wojnie. Kilka miesięcy później Narutowicz został ministrem robót publicznych w rządzie Władysława Grabskiego. Miał do tego wyjątkowe kwalifikacje. W wyborach parlamentarnych 1922 roku kandydował do Sejmu z ramienia partii Państwowe Zjednoczenie na Kresach. Ugrupowanie to zdobyło jednak bardzo niewiele głosów i Narutowicz nie uzyskał mandatu. Ku jego zaskoczeniu zgłoszono go natomiast jako kandydata na prezydenta. Gabriel Narutowicz był zwolennikiem i przyjacielem Józefa Piłsudskiego, ale jako polityk zachowywał neutralność.
W owym czasie prezydenta wybierało Zgromadzenie Narodowe (połączone izby Sejmu i Senatu). Spośród pięciu kandydatów żaden nie miał wyraźnej większości. W kolejnych turach głosowania odpadał ten, który uzyskał najmniejszą liczbę głosów, i dopiero za piątym razem wybrano Narutowicza. Decydujące znaczenie miały głosy ludowców z Polskiego Stronnictwa Ludowego "Piast" oraz Bloku Mniejszości Narodowych – i to niestety przyczyniło się później do jego upadku.
Prawicowa prasa rozpętała kampanię wymierzoną w Narutowicza, twierdząc, że jego elekcja jest nielegalna, bo tylko "polska większość" ma prawo do wyboru prezydenta. Nacjonaliści żądali unieważnienia głosów partii mniejszościowych, a tym samym pozbawienia praw wyborczych wszystkich obywateli niebędących etnicznymi Polakami, którzy stanowili około jednej trzeciej ludności kraju. Większość tych pretensji wymierzona była w Żydów. W jednej z gazet pisano:
"Inwazja żydowska na Polskę nie jest wymysłem szowinistycznym [...]. Jest to wielka, zorganizowana akcja, kierowana przez ludzi o wyszkoleniu taktycznym, rozporządzających ogromnymi środkami i wpływami. Akcja ta rozwija się tak szeroko i skutecznie, ponieważ Polska nie posiada wyraźnej i zwartej większości sejmowej, zdana jest na rządy ludzi słabych, poddających się łatwo wszelkim wpływom".
Demonstranci wylegli na ulice, by wyrazić swój gniew, a prasa nieustannie atakowała Narutowicza jako narzędzie w ręku Żydów. Mimo protestów i konfliktów wokół swego wyboru Narutowicz najwyraźniej nie obawiał się o własne bezpieczeństwo po zaprzysiężeniu na prezydenta (11 grudnia 1922 roku). Uważał, że protesty uliczne są normalnym zjawiskiem politycznym, a nie egzystencjalnym zagrożeniem.
16 grudnia 1922 roku w południe Narutowicz wziął udział w uroczystym otwarciu salonu sztuki w Zachęcie. Obecny tam malarz Eligiusz Niewiadomski wyciągnął pistolet i strzelił Narutowiczowi w plecy. Niewiadomski od razu oddał się w ręce władz, wołając:
"Nie bójcie się, do was strzelać nie będę".
Na swoim procesie Niewiadomski twierdził, że nie zrobił nic złego, ponieważ ta Polska nie była "prawdziwą" Polską między innymi dlatego, że Żydzi i inne mniejszości przyczyniły się do wyboru prezydenta. Uważał więc, że dokonał aktu sprzeciwu wobec państwa niereprezentującego etnicznych Polaków. Sąd skazał Niewiadomskiego na śmierć. Wyrok przez rozstrzelanie wykonano na warszawskiej Cytadeli.
Zabójstwo Narutowicza odcisnęło trwałe piętno na polskim społeczeństwie i wyznaczyło wyraźną linię podziału politycznego aż do II wojny światowej. Nienawistna, antysemicka retoryka stosowana wobec Narutowicza skłoniła kogoś do popełnienia zbrodni. Słowa użyte w celach politycznych miały swoje realne konsekwencje, a Piłsudski obciążył prawicowych polityków odpowiedzialnością za zabójstwo pierwszego prezydenta Polski Gabriela Narutowicza.
Więcej informacji o tej sprawie w Żydowskim ABC z 15 grudnia 2022 roku.